Ewa Przewłocka-Mołdawan – jest neurologopedą z pasją do tworzenia. Poprzez wykonane na szydełku ozdoby ubarwia i utula przestrzenie domowe. Ceni sobie przyjaźń, naturalność, autentyczność, przyrodę i naturę. Szydełkowanie daje jej poczucie wolności, cieszy się kolorem, kształtem, formą i fakturą. Tworzy miękkość i przytulność w zgodzie z naturą.
Prywatnie jest mamą dwóch córek i właścicielką kota oraz psa. Zapraszam serdecznie na naszą ROZMOWĘ PRZY ZIELONYM STOLE. Jeśli chcecie poznać ją bliżej to zajrzyjcie na jej profil na fb.
Edyta Skorupska: W jaki sposób spędzasz wolny czas?
Ewa Przewłocka: Uwielbiam się odprężać w ciszy, na kanapie, z szydełkiem w ręce, z psem i kotem tuż obok. Mam też takie dni, kiedy rozkładam fotel na balkonie, spoglądam na sosny, brzózkę i kalinę… biorę szydełko, sznurek, włóczkę i coś wymyślam. Lubię rzeczy naturalne.
E.S.: Na czym polega Twoja praca? Skąd pomysł, aby robić to, co robisz?
E.P: Na co dzień jestem neurologopedą i pracuję z małymi dziećmi. Kocham swoją pracę! To moja pasja! Lubię robić rzeczy dobre, mądre, pożyteczne, dające innym przyjemność. Z potrzeby tworzenia powstała moja druga praca i pasja zarazem: szydełkowanie.
Pierwszy raz chwyciłam za szydełko w szkole podstawowej. To były lata 80. XX wieku. Mieliśmy za zadanie zrobić ażurowe wstawki do pościeli. Szło mi świetnie, więc koleżanki prosiły, abym im pomogła albo zrobiła za nie, a w zamian dawały mi… arkusz białego brystolu, klej biurowy albo chińskie pachnące gumki do ścierania. Obecnie trudno sobie wyobrazić, że tak powszechne rzeczy były wówczas rarytasem! To był sam początek mojego bratania się z włóczką i kordonkiem. Od kilku lat używam też sznurka bawełnianego, polskiego, bardzo dobrej jakości.
W szydełkowaniu pociąga mnie to, że z czegoś, co jest długie, cienkie i poplątane, po jakimś czasie powstaje zupełnie niesamowity kształt. Sznurek czy włóczka trafiają do mego domu w formie kłębków, słupków, walców, zawiniątek. W głowie powstaje pomysł, a za pomocą kawałka metalu, jakim jest szydełko, przekształcam te splątane długie nitki w różne kształty i formy.
Uwielbiam robić dywany i podkładki pod talerze. One wydają się być najbliżej człowieka. Stopa czuje miękkość, gładkość, fakturę dywanu. Ręce zaś są blisko podkładek, dotykają, prostują je na stole, czują. Oczy zwracają uwagę na kolor, wzór. To jest trochę takie zatrzymanie się, odczuwanie i ciała, i przestrzeni wokół siebie. Lubię robić kosze i koszyki – pełnią one w czyimś domu służbę, mają zadanie do wykonania: przechowują, skrywają, porządkują, a co najważniejsze – cieszą oko.
E.S.: Czy uprawiasz jakiś sport?
E.P: Ruch to życie, od narodzin jest wpisany w nasz prawidłowy rozwój. Moje dzieciństwo też związane było z ruchem. Tato wkładał mnie – dwuletnią dziewczynkę – do plecaka, takiego harcerskiego, płóciennego (może ktoś takie jeszcze pamięta) i chodził z takim „bagażem” po górkach, po lesie. Potem jeszcze była nauka jazdy na rowerze, gry w siatkówkę i tenisa, jazdy na wrotkach i łyżwach. Rodzice wręcz zmuszali do ruchu mnie i moje młodsze rodzeństwo. Oczywiście jako dzieci kręciliśmy nosem, ale nikt się nie śmiał zbuntować. Wyszło nam to na dobre.
Teraz sama wędruję, też mam plecak – noszę w nim dwie butelki wody: jedną dla siebie, drugą dla mojego psa. Nordic walking to to, co lubię i uprawiam systematycznie. Mój pies – uratowany ze schroniska kundelek – uwielbia ściganie się, więc ja jadę na rowerze, a on mknie jak strzała obok, po trawie.
E.S.: Jak wyglądają Twoje poranki? I czym rożni się zwykły dzień od weekendów?
E.P: Rano po przebudzeniu musi być ciepła woda. Dla zdrowia, rzecz jasna. Neurologopedzi powtarzają zgodnie za neurologami, że picie odpowiedniej ilości wody ma ogromne znaczenie dla profilaktyki przeciwudarowej. Trzeba pamiętać o piciu tuż przed snem i tuż po przebudzeniu.
Pies wyprowadza mnie na spacer niezależnie od pogody. Wychodzimy i w upał, i w śnieżycę, i w ulewny deszcz. Poprawiło to moją odporność. Mieszkam w pięknym miejscu, gdzie jest mnóstwo rozległych łąk – kryją się tam ptaki, lisy i zające.
W weekendy nad Odrą robi się tłoczno, dlatego bardzo często wędruję po Górach Sowich. Te dwa dni to też dłuższe bycie z najbliższymi.
Zdrowie to słowo-klucz, skupiam się na zdrowiu, a nie na utracie wagi. Myślę o jednym: jeść posiłki zbilansowane, zdrowe, kupować lokalnie, a jeśli to możliwe, tabletki zastąpić ziołami.
E.S.: Opisz swoje ulubione posiłki (może to coś domowego, szarlotka babci albo danie w jakiejś ulubionej knajpce).
E.P: W domu króluje kuchnia roślinna, chociaż uwielbiam mięso. Jednak nie kupuję mięsa w sklepach. Moje córki są wegetariankami, a ja grzecznie je wspieram. Znają mnóstwo przepisów, mają pełno odważnych pomysłów kulinarnych.
Ostatnio często gości u nas cieciorka na ciepło. Trzeba ją namoczyć na noc, potem ugotować do miękkości, a następnie uprażyć z pastą curry. Świetnie smakuje z pomidorami świeżymi lub suszonymi, z prażonymi pestkami słonecznika i z liśćmi sałaty. Pycha.
E.S.: Czy dbasz o zdrowie? Czy dobre nawyki żywieniowe/życiowe są dla Ciebie ważne?
E.P: Zdrowie to słowo-klucz, skupiam się na zdrowiu, a nie na utracie wagi. Myślę o jednym: jeść posiłki zbilansowane, zdrowe, kupować lokalnie, a jeśli to możliwe, tabletki zastąpić ziołami. Nie patrzę już tak obsesyjnie na swoją wagę, po prostu sprawdzam wyniki laboratoryjne i obserwuję swoje samopoczucie. Myśli moja głowa, myślą też jelita.
E.S.: Czy na co dzień gotujesz zdrowo? Jakie kolory pożywienia królują w Twojej kuchni?
E.P: Tak, dbam o mądre odżywianie. Uwielbiam kolor biały. Do swoich udziergów używam bawełny i sznurka w jasnych, pastelowych kolorach, wybieram połączenia kolorów wprost z natury. Natomiast posiłki to kolory takiej łąki z wczesnego lata: dużo w niej odcieni zieleni, ale również czerwonego i żółtego: kolorowe soczewice w towarzystwie jarmużu, zielonej pietruszki, koperku, świeżej kolendry. W zasadzie brakuje mi w kuchni niebieskiego – odpowiednika chabrów. Kocham też kolor zakwasu buraczanego.
E.S.: Czy lubisz i czy jadasz słodycze? Co sądzisz o uzależnieniu od cukru – jak jest w Twoim życiu?
E.P: Uwielbiam słodycze. Zwłaszcza lody. Robię je sama z mrożonych owoców. Świetnie nadają się do tego banany i mango. Bardzo prosty, szybki i zdrowy deser.
Jestem uzależniona od słodyczy. Kiedyś myślałam, że nic się nie da z tym zrobić. Że jestem skazana na zły cukier, na syropy i tłuszcze, które znajdują się w wyprodukowanych fabrycznie słodyczach. Dużo jednak się zmieniło, kiedy wraz z córkami zaczęłyśmy czytać Twój blog. To otworzyło nam oczy i dodało dużo odwagi do wymyślania zdrowych słodkości. Teraz czerpiemy inspiracje, modyfikujemy, coś dodajemy, coś odejmujemy. To też dla nas taka zabawa, przyjemność, doświadczanie i pielęgnacja relacji.
E.S.: Co sądzisz o modzie na „zdrowe gotowanie”?
E.P: Obecnie słowo „moda” kojarzy się z czymś zmiennym, chwilowym. Przejściowym. Jednak etymologia tego słowa wskazuje na trochę inne znaczenie: to raczej sposób, tryb, wzór. Jeśli tak odczytamy to słowo, to ja jestem za taką „modą na zdrowe gotowanie” – wówczas rozumiem ją jako sposób na życie, model postępowania. I to lubię!
E.S.: Czy masz do polecenia jakieś swoje odkrycia: mam na myśli zdrowe kosmetyki, ciuchy lub inne rzeczy, które wytwarzane są w małych manufakturach i mają wysoką jakość?
E.P: Wspieramy całą naszą rodziną właśnie takie małe manufaktury. Wspieram tych, którzy wkładają i serce, i wysiłek w wytwory swoich rąk. Cenię sobie kosmetyki, które robi moja sąsiadka. Skład kremów jest naturalny, to są produkty w 100% uczciwie wyprodukowane. Pościel kupuję w Bielawie, gdzie jeszcze istnieją zakłady tekstylne, cudem uratowane przed bankructwem dzięki poświęceniu załogi. A zakupy robię w gospodarstwach rolnych albo w malutkich sklepach czy na straganach.
Inspirują mnie dzieci – moi podopieczni, szczególnie ci z dużymi trudnościami w rozwoju. Uczą mnie pokory, szacunku do życia, do zdrowia, do „tu i teraz”. Dają mi siłę do wstania rano, do pokonywania trudności i własnych słabości.
E.S.: Z czym kojarzy Ci się kolor zielony?
E.P: Zielony kojarzy mi się z łąką, po której idę z psem. Ale teraz, kiedy rozmawiam z Tobą, zielony kojarzy mi się z Twoim zielonym stołem i z zieloną torebką, którą nosisz ?
E.S.: Jakie książki czytasz?
E.P: Czytam głównie literaturę fachową, dotyczącą mojego zawodu. W zasadzie czytam więcej czasopism, bieżących artykułów. W mojej pracy bardzo ważne jest bycie na bieżąco. Kiedy mam czas wolny i potrzebuję oderwania się od codzienności, biorę szydełko i tworzę.
E.S.: Co Cię inspiruje w życiu?
E.P: Inspirują mnie dzieci – moi podopieczni, szczególnie ci z dużymi trudnościami w rozwoju. Uczą mnie pokory, szacunku do życia, do zdrowia, do „tu i teraz”. Dają mi siłę do wstania rano, do pokonywania trudności i własnych słabości. Inspiruje mnie przyroda, natura, Boże stworzenie, góry i duże przestrzenie.
E.S.: Za co chcesz sobie podziękować?
E.P: Trudne pytanie. Mogę sobie podziękować za cierpliwość, za to, że wierzę, że będzie dobrze i że się uda. Za to, że wiek mi sprzyja, a nie przeszkadza. Za poczucie humoru. Za krótką pamięć do porażek i złych rzeczy.
E.S.: Czy jest coś ważnego w Twoim życiu czym chciałabyś się podzielić z innymi kobietami? Jakaś jedna, mocna rzecz?
E.P: Najważniejsze dla mnie jako kobiety jest to, że czuję Boga w moim życiu i w moich działaniach. Zachęca mnie On do zmiany i rozwoju na każdym etapie życia, w każdym wieku i w każdej sytuacji. Taka zmiana to proces, nie dzieje się „na zawołanie”. Każda zmiana warta jest wysiłku. Wszak piękne, rozłożyste drzewo nie rośnie z dnia na dzień.
E.S.: Czy jest jakaś kobieta, którą chciałabyś zaprosić do kolejnej rozmowy przy zielonym stole?
E.P: Barbara Przewłocka – moja mama, kobieta, która ma za sobą wiele życiowych pagórków i gór. To one ukształtowały ją na cudowną i mądrą kobietę, mądrą mamę i przyjaciółkę swoich córek.
A druga kobieta to dr Małgosia Orleańska – ciepła, mądra i niezwykle silna kobieta, lekarka o ogromnym sercu dla pacjentów!
Najważniejsze dla mnie jako kobiety jest to, że czuję Boga w moim życiu i w moich działaniach. Zachęca mnie On do zmiany i rozwoju na każdym etapie życia, w każdym wieku i w każdej sytuacji.
Sałatka tahini
- mieszanka sałat – po jednej garści z każdego rodzaju
- 1 cukinia
- 1 mały batat
- garść uprażonych ziaren słonecznika
- 1 puszka cieciorki – odsączona i umyta
- 2 łyżki pasty sezamowej tahini
- 1 łyżka soku z cytryny
- zioła prowansalskie
- pieprz
- słodka papryka
- przyprawa curry
- kumin
- oliwa
Wykonanie
Cukinię i obranego batata pokroić w drobną kostkę. Wymieszać w misce z łyżką oliwy, ziołami prowansalskimi, pieprzem i słodką papryką. Piec ok. 25 min w 200℃.
Cieciorkę odsączyć i wypłukać, obtoczyć w łyżeczce oliwy i przyprawie curry oraz kuminie. Prażyć na rozgrzanej patelni, dopóki nie zbrązowieje.
Sałatę umyć i kiedy reszta składników będzie gotowa i lekko przestygnie, połączyć z pieczonymi warzywami, cieciorką i prażonym słonecznikiem. W osobnej misce przygotować dressing z tahini i soku z cytryny. Polać nim sałatkę według upodobania ?
Chcesz dostawać informacje o kolejnych rozmowach?
Rozmowy przy Zielonym Stole
To miejsce spotkań dla kobiet w życiu których pasja przeplata się z pracą,
a praca jest pasją! Będzie inspirująco, zielono, twórczo, zdrowo i radośnie.
Moja Ewcia najukochańsza, piękna, o czystym sercu, prawdziwa i dobra