Nazywam się Paulina Wróbel. Jestem szczęśliwą żoną Łukasza i również szczęśliwą mamą 2,5-rocznego Tymoteusza. Z wykształcenia jestem biotechnologiem, ale od kilku lat zgłębiam wiedzę z dietetyki oraz psychodietetyki na kursach i warsztatach.
Od 5 lat komponuję swoje posiłki na zasadzie 3 razy „bez” – bez glutenu (głównie bez pszenicy), bez nabiału krowiego i bez cukru. Od niedawna prowadzę dwa blogi: trzyrazybez.pl oraz odjelitdoszczescia.pl.
Blog Trzy razy bez stanowi dla mnie rodzaj elektronicznego przepiśnika, z którego każdy może skorzystać, natomiast na blogu Od jelit do szczęścia chcę popularyzować wiedzę dotyczącą mikrobioty jelitowej oraz jelit. Narządy te wciąż skrywają przed nami bardzo wiele. Z racji mojego wykształcenia cały mikroświat, który w sobie nosimy, niezmiernie mnie fascynuje. Dochodzę do wniosku, że tak naprawę nie zdajemy sobie sprawy, jak wiele zależy od naszych bakterii jelitowych.
Edyta Skorupska: W jaki sposób spędzasz wolny czas?
Paulina Wróbel: Wolny czas spędzam zazwyczaj z moim mężem i synkiem. Lubimy spędzać go aktywnie. Jeździmy na wycieczki rowerowe. Zwiedzamy nowe, oczywiście dla nas, parki i lasy w okolicy. W weekendy odwiedzamy zoo, rodzinę lub znajomych.
E.S.: Na czym polega Twoja praca? Skąd pomysł, aby robić to, co robisz?
P.W: Moja praca skupia się głównie na prowadzeniu blogów. Jestem na początku swojej drogi, dlatego dużo się uczę, oswajam się z WordPressem, programami graficznymi oraz SEO. Mam mnóstwo pomysłów na realizację obu blogów. Obecnie piszę artykuły, przygotowuję wywiady, opracowuję przepisy itd. Codziennie małymi kroczkami tworzę swój on-linowy świat.
Skąd pomysł? Długo we mnie kiełkowało, aż w końcu przyszedł czas na realizację. Poczułam to w sobie i po prostu zaczęłam. Jednak kiedy zaczynałam, to „po prostu” wcale nie było takim łatwym. Chyba każdy, kto zaczynał coś większego, w głębi serca wie, o czym mówię.
E.S.: Czy uprawiasz jakiś sport?
P.W: Z tym moim sportem to ciekawa historia. Od dziecka byłam asportowa. Nigdy nie ćwiczyłam na WF-ie z powodu problemów ze skórą. Jedyne, co lubiłam, to jazdę na rowerze. Dlatego też w okresie wiosenno-wakacyjnym nie przemieszczam się już samochodem, przesiadam się na rower.
Do regularnej aktywność fizycznej musiałam dorosnąć. Wraz z metamorfozą stylu życia, diety i nawyków przyszedł czas na sport, bo już teraz wiem, jaki on jest ważny dla zdrowia. Mój nowy nawyk zaczęłam kształtować podczas ciąży, gdy regularnie 2 razy w tygodniu chodziłam na basen i jogę oraz długie spacery. Od października biorę udział w biegowym wyzwaniu Fundacji „Kobieta Niezależna” i codziennie biegnę minimum 2 km albo co drugi dzień 4 km. Na chwilę obecną (a jest koniec listopada 2020) przebiegłam już ponad 130 km i nie mam pojęcia, na ilu się zatrzymam.
E.S.: Jak wyglądają Twoje poranki? I czym rożni się zwykły dzień od weekendów?
P.W: Moje poranki mogę określić jako slow morning. Jestem typem rannego ptaszka. Od zawsze poranne wstawanie nie było dla mnie problemem. Obecnie wstaję przed 6 rano. Dzień rozpoczynam od wypicia szklanki ciepłej wody. Mam chwilę na przeczytanie moich porannych afirmacji oraz określenie głównych zadań na dany dzień i wybranie jednego na hour of power. Czasem, gdy starcza czasu, robię krótką gimnastykę. Następnie przygotowuję ciepłe śniadanie dla mojej rodziny. Najczęściej są to kasze: jaglana, owsiana, gryczana, komosa z owocami/warzywami albo omlety jajeczne z warzywami, a czasem zupa. Śniadanie jest dla nas bardzo ważne. Musi być ciepłe i zjedzone razem przy stole, gdyż najczęściej jest to jedyny wspólny posiłek w ciągu dnia. Mój mąż zabiera zawsze lunchboxy z obiadem do pracy. Po śniadaniu odwożę synka do klubu malucha, a po powrocie wypijam moją jedyną kawę w ciągu dnia. Kawa musi być świeżo zmielona z dodatkiem kardamonu. Po kawie zabieram się do swojej blogowej pracy.
Poranki sobotnie wyglądają podobnie, z tym wyjątkiem, że wstajemy odrobinę później. Natomiast niedzielne wyróżniają się tym, że po przebudzeniu pozostajemy w łóżku. Czekamy, aż nasz mały synek do nas przybiegnie i powie: „Mamusiu, już jest dzień”. Niedzielne poranki należą do piżamowych. Często w łóżku piję moją ulubioną kawę z kardamonem. Nie spieszę się ze śniadaniem, gdyż w niedzielę śniadania najczęściej są wyjątkowe i wymyślne. To czas na zapiekaną owsiankę z piekarnika albo nieco bardziej czasochłonne naleśniki.
Zdrowie jest jedną z pięciu podstawowych wartości w moim życiu. Do pojęcia zdrowie, poza odżywianiem, aktywnością fizyczną, odpowiednią jakością snu i nawodnienia zaliczam również relację ze sobą i innymi oraz duchowość, bo przecież gdy psyche choruje, nie ma możliwości, by soma była zdrowa.
E.S.: Opisz swoje ulubione posiłki (może to coś domowego, szarlotka babci albo danie w jakiejś ulubionej knajpce).
P.W: Uwielbiam kaszę jaglaną. Moje ulubione danie to pasztet z kiszonej kapusty z suszonymi pomidorami, kminkiem i oczywiście kaszą jaglaną. Bardzo lubię jabłecznik jaglany z nutą przypraw korzennych takich jak kardamon, cynamon, imbir i goździki. Do moich ulubionych śniadań należy mirabelkowa jaglanka. Jestem ogromną zwolenniczką nie tylko dań z kaszą, lecz także zup krem. Najbardziej smakuje mi krem dyniowy z pesto pietruszkowym. Jeśli jem coś na mieście, wybieram kuchnię indyjską.
E.S.: Czy dbasz o zdrowie? Czy dobre nawyki żywieniowe/życiowe są dla Ciebie ważne?
P.W: Owszem, dbam o zdrowie swoje i swoich najbliższych. Zdrowie jest jedną z pięciu podstawowych wartości w moim życiu. Do pojęcia zdrowie, poza odżywianiem, aktywnością fizyczną, odpowiednią jakością snu i nawodnienia zaliczam również relację ze sobą i innymi oraz duchowość, bo przecież gdy psyche choruje, nie ma możliwości, by soma była zdrowa.
Tak, nawyki są dla mnie bardzo ważne. Wiem także, jak długo wypracowuje się dany nawyk czy zmienia już istniejący. Jest to długa droga i, według mnie, składająca się z milionów małych kroczków.
E.S.: Czy na co dzień gotujesz zdrowo? Jakie kolory pożywienia królują w Twojej kuchni?
P.W: Tak, gotuję zdrowo, przynajmniej się staram i dążę do tego. Cały czas się uczę, a gdy tylko łapię się na błędach, zaraz je koryguję. W swojej kuchni stawiam na różnorodność i sezonowość. Lubię urozmaicać naszą kuchnię nowościami. Posiłki planuję z wyprzedzeniem. Często kupuję np. jakieś nietypowe warzywo albo nieznaną wcześniej odmianę fasoli. Dzięki temu stawiam sobie wyzwania, że zrobię z nich coś nowego, czego do tej pory nie robiłam. Nie wszystko wymyślam sama. Wspieram się i inspiruję książkami kucharskimi oraz blogami. Do moich ulubionych należą Łowcy smaków Iny Rybarczyk oraz książki Marka Zaremby. Tak naprawę nigdy w 100% nie trzymam się danego przepisu, zawsze coś zmienię lub dodam od siebie. Bardzo lubię eksperymentować w kuchni. Nie da się ukryć, że spędzam tam sporo czasu. Od 2 lat co tydzień piekę chleb żytni na zakwasie dla mojego męża (choć ostatnimi czasy on sam przejmuje tę umiejętność) oraz co jakiś czas chleb z kaszy gryczanej. Jestem w trakcie opracowywania receptury na zakwas bezglutenowy. Na naszym stole królują zupy (codziennie gotuję inną) oraz dania jednogarnkowe.
Śmiało mogę powiedzieć, że w mojej kuchni jest kolorowo. Od białego kremu z warzyw korzennych do pieczonych fioletowych ziemniaków. Moja kuchnia jest pełna kolorów, które zmieniają się w zależność od pory roku.
E.S.: Czy lubisz i czy jadasz słodycze? Co sądzisz o uzależnieniu od cukru – jak jest w Twoim życiu?
P.W: Oczywiście, że lubię smak słodki. Nie kupuję do domu sklepowych słodyczy. W domu nie mam nawet białego cukru. Od kilku lat natomiast piekę zamienniki ciast, np. jabłecznik jaglany, ciasto buraczane, brownie fasolowe czy cukiniowe. Do swoich wypieków używam głównie daktyli, bananów i ksylitolu. Z tyłu głowy mam świadomość, że jest tam cukier, ale poza nim są też inne wartości odżywcze. Podczas różnych uroczystości rodzinnych zdarza mi się zjeść coś cukrowego czy pszennego i wtedy też nie mam wyrzutów sumienia. Tłumaczę sobie to tak, że skoro babcia, ciocia czy mama włożyła w to ciasto dużo serca, powinnam je zjeść z pozytywną emocją.
Uzależnienie od słodyczy istnieje. Kiedyś to słodycze miały kontrolę nade mną, dzisiaj to ja mam nad nimi. W naszej kulturze gloryfikuje się słodycze. Małe dzieci nagradza się słodkościami, często pełną one funkcję pocieszacza. Dlatego tak ważne dla mnie jest, aby nie nauczyć mojego syna, że słodycze są nagrodą. Owszem, istnieje smak słodki, ale staram się nie nadawać mu ogromnej rangi i nie stosuję metody „zjedz obiadek, to dostaniesz cukierka”, gdyż może to kształtować u dziecka złe relacje z jedzeniem.
E.S.: Co sądzisz o modzie na „zdrowe gotowanie”?
P.W: Moda ma to do siebie, że przemija. Bardzo bym chciała, aby z tą na zdrowe gotowanie tak nie było. Cieszę się, że świadomość ludzi wzrasta. Coraz więcej osób łączy zawartość talerza ze zdrowiem i dobrym samopoczuciem. Dzięki coraz większej popularności zdrowych produktów przemysł spożywczy ma nowe wyzwania, bo konsumenci są bardziej wymagający. Jednakże musimy być bardzo czujni i dokładnie czytać etykiety produktów, bo niestety często za dobrym hasłem reklamowym nie kryje się nic dobrego. Można powiedzieć, że skoro my jesteśmy bardziej wymagający, producenci żywności są coraz sprytniejsi. Rozwiązaniem dla wszystkich jest wnikliwość i zdrowy rozsądek.
E.S.: Czy masz do polecenia jakieś swoje odkrycia: mam na myśli zdrowe kosmetyki, ciuchy lub inne rzeczy, które wytwarzane są w małych manufakturach i mają wysoką jakość?
P.W: Moim ostatnim odkryciem jest sklep ze zdrową żywnością Olej to i zadbaj o zdrowie, który znajduje się we Wrocławiu i tłoczy oleje na zimno na zamówienie oraz sklep z niesamowitą biżuterią . Godna polecenia jest również pracownia Szalone Koty pani Justyny, która szyje unikalne i niepowtarzalne maskotki, lalki, misie, pościel, poszewki, wyprawki dla dzieci i nie tylko.
Często jest tak, że widzimy tylko efekt czyjejś pracy, a nie dostrzegamy, jaką wyboistą drogę ten ktoś przeszedł, zanim osiągnął sukces.
E.S.: Z czym kojarzy Ci się kolor zielony?
P.W: Kolor zielony kojarzy mi się przede wszystkim ze spokojem oraz jarmużem, jak również z ogródkiem warzywnym mojej teściowej.
E.S.: Jakie książki czytasz?
P.W: Od kilku lat w swoich rękach mam głównie książki dotyczące rozwoju osobistego oraz popularno-naukowe dotyczące zdrowia.
Ogromnie wartościową pozycją była dla mnie książka Michała Pasterskiego Insight. Droga do mentalnej dojrzałości. Obecnie czytam książki Kamili Rowińskiej.
Będąc studentką i przemieszczając się komunikacją miejską, bardzo lubiłam czytać kryminały, głównie Harlana Cobena.
Obecnie nie czytam już dla przyjemności, a bardziej w celu nauczenia się czegoś nowego i w poszukiwaniu inspiracji. Książki traktuję jako formę dotarcia do myśli i osiągnięć ludzi.
E.S.: Co Cię inspiruje w życiu?
P.W: Inspirują mnie historie sukcesu innych ludzi, zwłaszcza kobiet. Historie, z których można wiele się nauczyć. Często jest tak, że widzimy tylko efekt czyjejś pracy, a nie dostrzegamy, jaką wyboistą drogę ten ktoś przeszedł, zanim osiągnął sukces.
Inspirują mnie także książki, a w zasadzie zawarte w nich treści, potrafiące w znaczący sposób wpłynąć na moje obecne działanie i popchnąć mnie do robienia nowych rzeczy. Książki zmieniają postrzeganą przeze mnie rzeczywistość oraz uczą mnie nowych umiejętności, jak również skłaniają do refleksji i przemyśleń.
E.S.: Za co chcesz sobie podziękować?
P.W: Chciałabym sobie podziękować za to, że mam odwagę każdego dnia poszerzać swoją strefę komfortu i chcę uczyć się nowych rzeczy. Gdyby kilka lat temu ktoś mi powiedział, że będę grzebać w kodach HTML, tobym nie uwierzyła!
E.S.: Czy jest coś ważnego w Twoim życiu czym chciałabyś się podzielić z innymi kobietami? Jakaś jedna, mocna rzecz?
P.W: Chciałabym podzielić się z innymi kobietami cierpliwością. Jest to niesamowita umiejętność, którą powinno się w sobie wyćwiczyć. Uważam ją za szalenie ważną, zwłaszcza w dzisiejszych czasach. Często chcemy osiągnąć coś szybko, bez trudu, a przecież tak się nie da. Jak mawiają Chińczycy: „słonia najlepiej jest zjeść małymi porcjami”. Mój mięsień cierpliwości ćwiczę codziennie, mając na uwadze autorskie powiedzenie mojego męża: „czasem aby być szybszym, trzeba zwolnić”. Na pozór niemające sensu zdanie, o wykluczających się terminach, a jednak myślę, że ukryta jest tutaj reguła Pareto. Gdy zwolnimy, będziemy mieć czas, by pomyśleć, przeanalizować i zaplanować czas zgodnie z priorytetami i wartościami. Odnajdziemy z łatwością te 20% zadań czy rozwiązań, które przyniosą nam 80% efektów.
E.S.: Czy jest jakaś kobieta, którą chciałabyś zaprosić do kolejnej rozmowy przy zielonym stole?
P.W: Tak. A nawet dwie. Są to Magdalena Szmajdzińska, która zajmuje się umuzykalnianiem niemowląt i małych dzieci, oraz Agnieszka Ogorzałek, która prowadzi terapię metodą Bowena.
Często chcemy osiągnąć coś szybko, bez trudu, a przecież tak się nie da. Jak mawiają Chińczycy: „słonia najlepiej jest zjeść małymi porcjami”.
Zielone placuszki z jarmużu
Zachowując kolorystykę stołu, przy którym dzisiaj jestem, chciałabym się z Wami podzielić przepisem na zielone placuszki z jarmużu. Bardzo często robię je na kolację dla mojego 2,5-rocznego synka.
Poza składnikami potrzebna jest patelnia do smażenia i drewniana łyżka do obracania.
- 1 szklanka mąki żytniej razowej 2000 (ja używam tej z młyna Skokowa) albo wersja bezglutenowa (½ szklanki mąki gryczanej, ½ szklanki mąki ryżowej i łyżeczka łupin babki jajowatej)
- 1 szklanka jarmużu
- 2 jajka
- ½ szklanki napoju roślinnego, np. ryżowego
- ½ łyżeczki czubrycy zielonej (gotowa mieszanka)
- odrobina oleju kokosowego do smażenia
Wykonanie
Do blendera wrzucam jarmuż, jajka oraz napój roślinny i blenduję całość na gładką masę. Dodaję mąkę, przyprawy i delikatnie mieszam. Smażę placuszki na mocno rozgrzanej i lekko natłuszczonej patelni.
Placuszki można zajadać same albo podać z ulubioną pastą warzywną.
Sałatę umyć i kiedy reszta składników będzie gotowa i lekko przestygnie, połączyć z pieczonymi warzywami, cieciorką i prażonym słonecznikiem. W osobnej misce przygotować dressing z tahini i soku z cytryny. Polać nim sałatkę według upodobania ?
Chcesz dostawać informacje o kolejnych rozmowach?
Rozmowy przy Zielonym Stole
To miejsce spotkań dla kobiet w życiu których pasja przeplata się z pracą,
a praca jest pasją! Będzie inspirująco, zielono, twórczo, zdrowo i radośnie.